W Polsce mamy taką tradycję, że za całe zło winimy obcych. I ja dzisiaj chciałabym, zgodnie z tą tradycją, zabrać głos i wypowiedzieć się na temat stanu naszych dróg. Bo wcale nie jest on kiepski dlatego, że się spieszono przed Euro 2012, ani dlatego, że zima zaskoczyła drogowców. Ani dlatego, że pieniądze nie trafiają tam, gdzie trafić powinny. Ani dlatego, że Polacy lubią po pijaku. Polak jest niewinny. Winny jest inny. I oczywiście za zły stan rzeczy odpowiada wedyjski bóg Rudra. Nie byle bóg to, bo wydobył się z czoła hinduskiego stwórcy świata, Brahmy, i tylko pozornie ma z Polską niewiele wspólnego. Rudra, bóg znamienity, został upokorzony dotkliwie, bo jako jedyny nie załapał się na ceremonię składania ofiar. Jak bolesnym bywa odrzucenie tłumaczyć nie potrzeba. Rudra postanowił o godność walczyć i sprawy załatwić po męsku. Z drzwi trzaskiem wtargnął na imprezę, rozejrzał się okiem rozpalonym po sali, za frak złapał boga, który mu się pierwszy pod rękę nawinął i z łokcia mu w zęby przywalił. Szczękę butem przestawił, kolanem koronki wybił. Zęby się na podłogę gradem posypały. Sam siebie pomścił i odszedł szczęśliwy, ale użytkownicy dróg powinni być szczęśliwi znacznie mniej, bo pozbawiony uzębienia, co się teraz na ścianę zatacza i krwawą pięciolinię na tynku rysuje, to Puszana, bóg komunikacji i dróg wszelkich. I już wiadomo, kto przeciwko polskim drogom tak naprawdę zawinił.