Park jest tak pusty, że aż ciarki po plecach chodzą. Całkiem. Jak po atomowej bombie, tylko wiatr jeszcze gazet nie zdążył po chodnikach rozwiać. Na trawniku tylko trawa, przy białych stolikach nikogo. Dziwnie, że w takie piękne popołudnie. Nie na tyle jednak dziwnie, żeby ptaki zamilkły. Śpiewają, ale poza nimi nic. Prawie nic, bo przez ćwierkanie przebija się jeden głos. W całym rozległym parku jedyne wypowiadane słowa padają z sąsiedniej ławki. Nie wiem, jak to się stało, że z dziesięciu stojących dookoła, kobieta wybrała właśnie tę najbliżej mnie. Po głosie domyślam się, że jest młoda. Siedzi sama. Wózek z maleńkim dzieckiem ustawiła przed sobą, patrzy na nie i nie milknie. Mówi bez przerwy. O pracy, o mężu, coś tam pojawia się o teściowej. No wiesz i no wiesz, no wiesz i rozumiesz. Dziwne, że o tak dorosłych sprawach dziecku opowiada. Podnoszę znad komputera głowę. Na trawniku parkowym wciąż pusto, chociaż zwykle w taki czerwcowy dzień jak dziś… Czemu akurat dzisiaj ci wszyscy ludzie? Słyszę, że kobieta z ławki obok wstaje i pchając wózek idzie w moją stronę. Wkładam głowę w monitor, żeby jej wzrokiem nie spotkać. Chcąc nie chcąc słyszę ją jednak. Do wnętrza wózka mówi coś o mieszkaniu i o finansach. Spodnie ma ciemne, biodra szerokie, koszulkę waniliową, luźną. Piersi spore. Pochylona do przodu, ładna z szarymi oczami i rudawymi, długimi włosami. Ona bez skrępowania także patrzy mi w oczy. Może już ją kiedyś widziałam? Nie, chyba nie. Ma żywą, pełną energii postać. Uśmiecha się i coś mówi. Dziwne, bo wcale nie mówi do dziecka i z pewnością nie mówi też do mnie. Jej przyjaciółka jest odrobinę od niej wyższa i prawie opiera się o nią ramieniem, całkiem pogrążona w rozmowie. Prowadziły ją przecież znacznie wcześniej siedząc razem na ławce tuż przy mnie. Jeszcze raz patrzę na park. Na trawie tuż przede mną siedzą dwie kobiety. Opierają nogi na leżakach, pomiędzy nimi śpi pies o jasnej sierści. O, a tam, po prawej dzieci w fioletowych koszulkach grają w ringo. Mężczyzna na kocyku słucha relacji z meczu. Drugi zamyka oczy i zakłada ręce za głowę. Starsza pani czyta gazetę, a jeszcze inna rozmawia z psem. Tym razem czarnym z czerwoną obrożą. Mężczyzna z siwą brodą i ciemnymi włosami przytula kobietę o włosach w kolorze bursztynu. Obydwoje nie są bardzo młodzi, ale bardzo zakochani. Na kocyku plączą im się nogi. Dziesiąte okrążenie na rowerze wykręca chłopiec w żółtej koszulce. Z impetem mija go kolega na hulajnodze, którego wciąż poucza ojciec w jakiejś bardzo ważnej kwestii. I jeszcze sześć starszych pań wstaje właśnie z ławki. Wszystkie w jasnych spódnicach i cielistych pończochach. Pod pachami ściskają skórzane, letnie torebki. Każda opowiedziała dziś koleżankom o swoich problemach i o swojej rodzinie. Odchodzą, lecz wciąż nie mogą się nagadać.